Kara Wagi Ciężkiej – rozdział 6

Marcin usiadł na swoim łóżku, które pomimo że było nowe, skrzypiało już na prawdę niepokojąco głośno. Spojrzał na stojącego obok Piotrka i nie wiedział czy zacząć się na niego drzeć czy jednak wstać i dać mu w pysk. Za kogo on się ma? Jak mógł napuścić na własnego brata jakiegoś cholernego SS-mana który pojutrze skoro świt wpakuje go do samochodu i wywiezie do jakiegoś ośrodka. Bez internetu, bez znajomych. I bez ulubionego jedzenia. Wszystko to tylko dlatego, że Piotrkowi nie pasowało to jak jego brat przytył. Przecież to nie jego sprawa! 

  Piotrek widział na twarzy Marcina emocje które się w nim kotłowały. Widział też, jak jego opasła pierś porusza się wraz z przyspieszonym, płytkim oddechem, pod wilgotną od potu koszulką, która lepiła się nadal do jego tłustego cielska. Jak on może mieć mu za złe braterską troskę o jego zdrowie, będąc w takim stanie? Przecież jako 16 latek powinien biegać i uprawiać sport dla samej frajdy, jak kiedyś, a nie ryzykować udarem albo zawałem po wejściu po schodach na pierwsze piętro.

M: Powiedz mi coś. 

P: Mhm?

M: Czemu. KURWA czemu, wtrącasz się w nieswoje sprawy?

P: Jesteś moim bratem. Nie mogę patrzeć jak robisz sobie krzywdę tym obżarstwem.

M: Aha, spoko. Więc dlatego wysyłasz mnie z jakimś dziwnym typem do Niemiec na 3 miesiące, bez możliwości kontaktu ze światem? A co jeśli to jakiś zbok? Widziałeś jak mi się przyglądał? Jeśli ten facet mnie wywiezie do jakiegoś burdelu…

  Piotrek parsknął, próbując powstrzymać drwiący śmiech.

P: Co ty pierdolisz. Popatrz na siebie, kto by cię wziął do burdelu, chłopaku. Sprawdziłem ten ośrodek, działają już ponad 50 lat, pokażę ci ich stronę jak chcesz. Mają całkiem ładne pokoje, basen, las dookoła, a zdjęcia przed i po ich pacje-

M: Ile razy mam ci mówić?! Nie chcę się odchudzać! Lubię jeść, lubię siedzieć na dupie, grać, czytać! Jasne, to dziwne, że przytyłem tak szybko, ale mi to nie przeszkadza, tak samo jak nie mam nic przeciwko temu, żebyś ty był w formie. To twoje ciało, robisz z nim co chcesz i ja to szanuję. Czemu ty nie możesz?!

P: Bo jestem na dobrej drodze żeby wrócić do tego jak wyglądało moje życie przed tym jebanym Dubajem. Chcę być znów w drużynie z chłopakami, chcę być znów popularny i chcę mieć dziewczynę. Kto mnie weźmie na poważnie, kiedy będzie się za mną snuła leniwa kupa sadła z moją twarzą i nazwiskiem? Nie mogę pozwolić żebyś mi przynosił wstyd przy ludziach. 

  Marcin wbił wzrok w podłogę. Nie mógł uwierzyć, że jego brat nic nie wyniósł z doświadczenia bycia grubym i nieakceptowanym. Z każdym zrzuconym kilogramem, wracała jego prawdziwa natura. Kiedy wróci do dawnej formy, znów będzie gnębił grubasów, tak jak kiedyś obaj to robili. Tylko po to, żeby pasować do grupy tych zapatrzonych w siebie zjebów z drużyny. Chuj im wszystkim w dupę.

M: Faktycznie, to bardzo szlachetny cel. 

P: Wiesz przecież, że chodzi też o twoje zdrowie, przecież nie powiesz że się nie męczysz z tym brzuchem.

M: Póki co tylko jedna rzecz w tym pokoju mnie męczy.

  Marcin rzucił bratu wymowne spojrzenie, po czym wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił niedługo potem, ze swoimi zakupami, które zostawił w holu, oraz jakimiś zdrowymi przekąskami jakie znalazł w kuchni. Nie obchodził go ich nijaki smak, ważne że zapchają mu żołądek. Położył je na biurku, a z torby wyjął swoje nowe ubrania i zaniósł je do szafy. Zostawił sobie parę slipów i poszedł do łazienki, ogarnąć się po dzisiejszym upalnym dniu. Wydostał się z przepoconych ubrań, wskoczył pod prysznic i umył dokładnie każdą fałdę i zakamarek swojego otyłego ciała. Coraz bardziej lubił to jak miękkie było i jak trzęsło się i falowało nawet parę sekund po wykonaniu ruchu. Wytarł się i założył slipy, zauważając jaką ulgę dało mu ubranie się w coś co pasuje i nie wbija się głęboko w sadło. Wyszedł z łazienki, ignorując Piotrkowe poirytowane przewracanie oczami, na widok jego trzęsących się z każdym ociężałym krokiem fałd. Usiadł przy kompie z zadowolnym westchnięciem, odpalił grę, założył headseta, otworzył pierwszą paczkę batonów zrobionych z czegoś, co wyglądało jak karma dla papug i już po chwili rozmawiał z kumplami z gildii, żartując i śmiejąc się, co sprawiało że mięśnie pod jego galaretowatym i obwisłym sadłem wprawiały je w ruch. 

  Piotrek spojrzał na brata z niesmakiem, a ten odpowiedział mu środkowym palcem, więc zamiast drążyć i się wściekać, opadł ciężko na łóżko i odpalił  TV. Nie skupiał się nawet na kolejnych powtórkach seriali komediowych jakie tam leciały, ale pomogło mu to zagłuszyć nieco Marcina i jego rechot wydobywający się z wiecznie coś przeżuwających ust oraz jego beknięcia i bąki. Był nieporównywalnie bardziej obleśny niż zazwyczaj, lecz Piotrek wiedział, że sobie na to poniekąd zasłużył. Nieważne. W poniedziałek będzie miał spokój, a do czasu kiedy Marcin wróci z Niemiec, jego pokój powinien być gotowy. Poza tym, waga stale pokazywała mu coraz niższy wynik, więc sprawy wreszcie zaczynały się dobrze układać. Jeden wieczór więcej z tą odrażającą świnią, która właśnie wydłubuje sobie ziarna sezamu pod prawego cyca, nie robił już dużej różnicy.

***

Niedziela, godz. 18:15

  Dzień mijał Marcinowi tak samo jak poprzedni wieczór – granie na kompie, opychanie się dietetycznymi przekąskami, które o ironio, pochłaniał w takich ilościach, że na pewno wyrobił już normę kaloryczną za siebie i za Piotrka. Ta niedziela była jeszcze gorętsza i parna niż sobota, a Marcin nie znosił tego najlepiej. Przy kompie miał 2 wentylatory i mini-lodówkę z wodą i sokami chłodzącymi się w kostkach lodu, lecz kiedy musiał zejść na obiad i narzucić na siebie jakiś t-shirt i szorty, po powrocie na górę był już konkretnie zgrzany. Obiad był jednak tego wart, ponieważ jego rodzice postanowili łaskawie zamówić pizzę, zapewne jako ostatni posiłek skazańca, przed czekającym go trzymiesięcznym postem. Stojąc przy biurku, zrzucił ubrania, poklepał się po wzdętym brzuszysku, beknął basowo i wrócił do grania w samych slipach, które były już w większości pociemniałe od wchoniętego potu. Marcin się tym nie przejmował, przy tej pogodzie i tak pocił się przez ciuchy jak maratończyk, więc zmienianie ich co godzinę nie miało najmniejszego sensu. 

  Piotrek wyszedł z łazienki, zamknął torbę sportową leżącą na jego łóżku, a następnie zarzucił ją na ramię i skierował się do drzwi.

P: Idę na basen, odpocząć od tego skwaru. Idziesz ze mną?

  Marcin spojrzał na niego bokiem, odchylając słuchawki z jednego ucha.

M: Nie, nie chce mi się. Poza tym muszę się jeszcze spakować na jutro i iść wcześniej spać, żeby broń Boże nie zaspać. Nie chciałbym się spóźnić i rozczarować mojego niemieckiego dobroczyńcy.

P: Ta, żartuj sobie. Pogadamy jak wrócisz paredziesiąt kilo lżejszy i z lepszą kondycją. 

M: Mhm, serio, nie mogę się doczekać pobudek bladym świtem i biegania po lesie. Idź już lepiej na ten basen, chcę dziś skończyć tego questa.

  Piotrek westchnął z irytacją i wyszedł. Marcin nie myślał za dużo o tym co mówił jego brat, poniekąd dlatego, że naprawdę chciał skończyć robić questa z gildią zanim opuści grę na parę miesięcy, więc kiedy już to zrobił i pożegnał się z kumplami, wyjął spod łóżka swoją torbę podróżną, napakował w nią nowych ciuchów, parę niezbędnych rzeczy z łazienki, czytnik e-booków zawalony mangami oraz resztę przekąsek z biurka. Była już prawie 21, więc Marcin postanowił się umyć, wbić w bokserki i iść spać, a kiedy wychodził z łazienki, zobaczył że jego tata przy jego biurku i najwyraźniej na niego czeka. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że nie przywykł jeszcze do widoku swojego niegdyś smukłego i wysporotowanego syna, który ważył teraz ponad 160 kilo, a jego galaretowate, nalane sadłem ciało pochłaniało wpijające się w nie przyciasne bokserki. 

M: O, co tu robisz?

J: Chcę się z tobą pożegnać, bo za 3 godziny muszę być w samolocie do Singapuru i rano nie będę miał okazji.

M: Ok, miłego lotu, narazie.

J: Marcin. Nie bądź taki. Przecież wiesz, że robimy to dla twojego dobra. Sam nie dasz rady.

M: Bo nie chcę tego robić. Nie przeszkadza mi to.

  Powiedział, kładąc dłonie na swojej najtłustszej oponie, potrząsając nią nieco. Jerzy spojrzał na swojego syna z niedowierzaniem.

J: JAK może ci to nie przeszkadzać? Sam ciężar musi być męczący, nie mówiąc już o tym jak to wygląda…

M: Właśnie dlatego nie chciałem z tobą gadać. Mówisz zupełnie jak Piotrek-

J: Mówię jak każdy logicznie myślący człowiek. To jest po prostu niezdrowe, niewygodne i po prostu nieładne. Jak ty chcesz znaleźć dziewczynę z takim brzuchem?

M: Daj mi już z tym spokój! Poza tym skąd pomysł że w ogóle szukam dziewczyny?!

  Jerzy chciał coś odpowiedzieć, lecz powstrzymał się. Spojrzał Marcinowi w oczy i wychodząc z pokoju powiedział tylko:

J: Bezpiecznej podróży. Widzimy się za trzy miesiące.

  Marcin usiadł na łóżku i słuchał oddalających się kroków jego taty.

***

Niedziela, godz. 23:45. Dom Anety i Kamila.

  Aneta siedziała przy biurku, przeglądając kolejne forum poświęcone magii, klątwom i wiccańskim rytuałom. Większość z tych forów to typowy internetowy zbiór bzdur prowadzony przez parę nawiedzonych ciotek, pierdolniętych ‚madek’ i podjaranych magią gimnazjalistek, lecz to, które właśnie badała, było zaskakująco dobrze prowadzone i nawet nauczyła się kilku nowych rzeczy. Nadal jednak nie znalazła sposobu na choćby złagodzenie uroku jaki rzuciła na bliźniaków. Czas uciekał. Kamil wrócił niedawno z basenu, gdzie spotkał Piotrka i nie mógł się nadziwić ile zdążył schudnąć w tak krótkim czasie. Kiedy zapytała go czy Marcin też tam był, dowiedziała się tylko, że nie i że podobno tyje jeszcze szybciej niż dotychczas, co Kamil pozwolił sobie okrasić wrednym rechotem. Aneta była naprawdę przerażona, ponieważ jeśli czegoś szybko nie zrobi, to Marcin umrze na zawał, wylew czy na co tam umierają otyli ludzie. Zamkęła więc Kamilowi drzwi na twarzy i nie przestawała szukać informacji o klątwach lub kontr-zaklęciach jakie mogą się przydać. O w pół do trzeciej w nocy wreszcie coś znalazła i ledwo powstrzymała się przed krzykiem z radości. Był to klasyczny urok w formie zawiniątka z różnego rodzaju ziołami, kostkami małych ssaków, paroma pospolitymi kryształami i oraz kamieniami szlachetnymi wspomagającymi organizm, z których Aneta miała wszystkie w swoich zbiorach, oprócz jednego. 

  Heliotrop to mało znany, lecz potężny kamień szlachetny, który noszony bezpośrednio na ciele, chroni przed urokami oraz niweluje działanie złych mocy. Wisiorek z tym kamieniem w połączeniu z resztą składników zawartch w małym zawiniątku umieszczonym pod łóżkiem Marcina, powinien skutecznie powstrzymać postęp klątwy i dać Anecie czas na znalezienie sposobu na jej całkowite zdjęcie. Jutro po szkole odwiedzi babcię, pożyczy jeden z jej heliotropów, a następnie zrobi z niego wisiorek i da go Marcinowi. To dość ładny, ciemny kamień, więc chłopak nie będzie się raczej wstydzić nosząc go, tym bardziej, że będzie to prezent od dziewczyny. Spokojna po raz pierwszy od tygodnia, Aneta opadła na łóżko i zasnęła od razu.

***

Poniedziałek, godz. 6:55. Dom Wernerów.

  Marcin zszedł na śniadanie w fatalnym humorze. Nie dość, że dziś wyjeżdżał do tego cholernego ośrodka, to dostał jeszcze zgagi od całego tego ‚zdrowego’ żarcia którym się napychał przez weekend. Jego mama specjalnie wcześniej wstała, żeby zrobić mu pożegnalne śniadanie składające się z sześciu tostów z podwójnym serem i szynką, miską fasolki po bretońsku oraz dużym kubkiem kakao. Poprawiło mu to nastrój, ale tylko odrobinę, ponieważ miał świadomość tego, że w ośrodku na pewno tak nie karmią. Zjadł wszystko ze smakiem i już miał pytać, czy załapie się na dokładkę, kiedy usłyszał samochód zatrzymujący się na wyspanym drobnymi kamieniami podjeździe. Wyjrzał przez uchylone okno i zobaczył, że to czarny Mercedes S klasa na niemieckich numerach. Ze strony kierowcy wysiadł elegancko ubrany mężczyzna i otworzył tylne drzwi. Z samochodu wysiadł doktor von Krankenheit, tak samo dystyngowany i ponury, jak tego wieczoru kiedy się poznali. 

  Marcin lekko spanikował. Spodziewał się jakiegoś busa, albo taksówki na dworzec lub lotnisko, a tym czasem wychodzi na to, że spędzi w samochodzie parę godzin sam na sam z tym dziwnym facetem. 
Dzwonek do drzwi. 
Jego mama otworzyła i wpuściła go do środka. 
Proponowała herbatę, lecz pan doktor grzecznie odmówił, czas nagli.
Spojrzenie w jego stronę.

„Bist du bereit? Gotowy?”

***

Poniedziałek, godz. 16:47. Dom Wernerów.

  Piotrek wyszedł z łazienki. Dziwnie się czuł bez Marcina w pobliżu. Potwornie go ostatnio wnerwiał, lecz był do niego po prostu przywiązany. Żałował trochę, że musiał się posunąć do tak drastycznych kroków aby zmusić go do schudnięcia, lecz to było konieczne. Na serio nie mógł sobie pozwolić na to, żeby w szkole kojarzyli go z takim obleśnym spaślakiem. Westchnął i opadł na łóżko, nadal czując falowanie sadła na swoim ciele, lecz z każdym dniem było lepiej. Miał swój cel na widoku, niemal na wyciągnięcie ręki. Odpłynął we śnie na jawie, wyobrażając sobie jak w przyszłe wakacje jedzie razem z kumplami z drużyny nad morze. Zdejmuje koszulkę, a jego ciało wygląda jak 2 lata temu. Dziewczyny go pragną, faceci chcą nim być. Jedyny prawidłowy porządek rzeczy…

  Z marzeń wyrwało go pukanie do drzwi, a następnie głos jego mamy:

„Piotrek, Aneta jest na dole, chciałaby pogadać. Zejdziesz?”

P: C-co… Tak, zaraz będę.

  Czego ona chce? Nigdy nie zwracała na niego uwagi, ani on na nią. Kiedyś była normalna, ale potem nagle jej coś odbiło i zamiast do galerii na zakupy, zaczęła biegać na rynek i do lasu po zioła i patyki…

  Piotrek ogarnął się nieco i zszedł do kuchni, gdzie Aneta siedziała przy ladzie i piła sok pomarańczowy z lodem. Na jego widok poderwała się podekscytowana i zaczęła grzebać w torbie.

A: O, Piotrek, yyy mam tu coś dla Marcina, zawołasz go?

P: Yyy… Hej? Nie bardzo mogę go zawołać. Mama ci nie mówiła?

A: O czym? 

P: Marcin dziś rano pojechał do Niemiec. Do ośrodka w Schwarzwaldzie, spróbują go odchudzić.

  Aneta zbladła, a jej szczupłe dłonie trzymające czerwone zawiniątko i naszyjnik z heliotropem zaczęły drżeć.

A: K-kiedy wraca?

P: Heh, za trzy miesiące, jeśli uda mu się cokolwiek zrzucić. Dowiemy się jak wróci, nie możemy mu nawet wysłać SMS’a.
Em, Aneta? Dobrze się czujesz?

  Aneta wbiła w niego swoje ogromne, ciemne i przerażone oczy. Blada jak trup wybiegła z domu, trzaskając frontowymi drzwiami. 
Nie, Aneta nie czuła się dobrze. 

2 myśli na temat “Kara Wagi Ciężkiej – rozdział 6

Dodaj komentarz